SPIS TREŚCI
- Artur, Twoja kariera w Foodcom to gotowy materiał na success story. Opowiedz, jak to wszystko się zaczęło. Czy zanim tu trafiłeś, miałeś doświadczenie w handlu surowcami?
- Dołączyłeś do firmy prawie pięć lat temu, w dość szczególnym momencie, w środku pandemii COVID-19. Jak tu trafiłeś?
- Zaczynałeś, jak każdy w Foodcom, od stanowiska juniorskiego. Firma wyglądała wtedy zupełnie inaczej, prawda?
- Czyli dostałeś zupełnie nowy, niezagospodarowany obszar. Jak wyglądały początki? Nie miałeś przecież żadnej wiedzy o tych produktach.
- To był Twój pierwszy sukces. Wspomniałeś też, że rynek wtedy bardzo pomógł. W jaki sposób globalna sytuacja wpłynęła na ten nowy biznes?
- To był prawdziwy chrzest bojowy. Co było dla Ciebie największym wyzwaniem w odnalezieniu się w tak dynamicznym środowisku handlu surowcami?
- Twoja adaptacja była błyskawiczna. Awans na stanowisko Senior Commodity Tradera zajął Ci zaledwie osiem miesięcy. Jak to możliwe?
- Niedawno osiągnąłeś kolejny kamień milowy - zostałeś Partnerem w Foodcom. Gratulacje! Jak wyglądała droga do tego celu?
- Z tego, co mówisz, bycie Partnerem to nie koniec rozwoju. Masz już nowe cele i role?
- Z perspektywy mentora i lidera, jakie cechy, oprócz oczywistej motywacji, są kluczowe, by odnieść sukces w tym zawodzie?
- Na koniec, jaką jedną radę dałbyś osobie, która chce zacząć swoją przygodę w handlu międzynarodowym i osiągnąć to, co Ty?
Dynamiczny, nieprzewidywalny i wymagający – taki jest świat międzynarodowego handlu surowcami. To środowisko, w którym jedni widzą ryzyko, a inni szansę. Do tej drugiej grupy bez wątpienia należy Artur, który w ciągu niespełna pięciu lat przeszedł w Foodcom S.A. imponującą drogę od Junior Commodity Tradera do Partnera. Opowiada o swoich początkach, kluczowych momentach kariery i o tym, co jest potrzebne, by odnieść sukces w tej branży.
Artur, Twoja kariera w Foodcom to gotowy materiał na success story. Opowiedz, jak to wszystko się zaczęło. Czy zanim tu trafiłeś, miałeś doświadczenie w handlu surowcami?
Doświadczenie w handlu miałem, i to spore, bo to już około 12 lat z mojej prawie 25–letniej kariery zawodowej. Ale nigdy wcześniej nie handlowałem surowcami. Zaczynałem bardzo wcześnie, bo moją pierwszą pracą, gdy miałem 19–20 lat, była sprzedaż w hurtowni dywanów i paneli. Później pracowałem w różnych branżach, zajmowałem się też importem i eksportem, ale przygoda z surowcami na dobre zaczęła się dopiero tutaj, w Foodcom.
Dołączyłeś do firmy prawie pięć lat temu, w dość szczególnym momencie, w środku pandemii COVID-19. Jak tu trafiłeś?
Znalazłem ogłoszenie w internecie. To był trudny czas, bo przez COVID firmy wstrzymywały rekrutacje i ciężko było w ogóle dostać zaproszenie na rozmowę. Foodcom był jednym z niewielu, które aktywnie szukały pracowników. Udało mi się, zaproszono mnie na rozmowę, a po dwóch spotkaniach dostałem ofertę.
Zaczynałeś, jak każdy w Foodcom, od stanowiska juniorskiego. Firma wyglądała wtedy zupełnie inaczej, prawda?
Zdecydowanie. To była kameralna, ale dynamicznie rozwijająca się firma, która skupiała się wtedy głównie na sektorze dairy, czyli produktach mleczarskich. Kiedy dołączyłem, dwie osoby dopiero zaczynały budować dział produktów roślinnych. Szefowie zasugerowali, żebym zainteresował się aminokwasami paszowymi, bo usłyszeli, że to może być nisza z dużym potencjałem do rozwoju.
Czyli dostałeś zupełnie nowy, niezagospodarowany obszar. Jak wyglądały początki? Nie miałeś przecież żadnej wiedzy o tych produktach.
Dokładnie tak. Nie miałem zielonego pojęcia, czym są aminokwasy paszowe, a i w firmie nikt jeszcze dobrze tego nie znał. Parę osób po prostu słyszało, że to dobra nisza na rynku do zagospodarowania. Mocno się w to wciągnąłem. Zacząłem intensywnie czytać, zdobywać informacje, uczyć się na pamięć tych wszystkich trudnych nazw: lizyna, treonina, metionina, tryptofan. Pierwsze dwa tygodnie były ciężkie, nie mogłem ich zapamiętać! Ale po około półtora miesiąca udało mi się samodzielnie dopiąć pierwszą transakcję – sprzedałem całe auto lizyny od polskiego importera do klienta w Grecji.
To był Twój pierwszy sukces. Wspomniałeś też, że rynek wtedy bardzo pomógł. W jaki sposób globalna sytuacja wpłynęła na ten nowy biznes?
Rynek pomógł w sposób niewiarygodny. Ze względu na pandemię i inne czynniki, łańcuchy dostaw z Chin zostały nagle przerwane. Fabryki były cyklicznie zamykane, fracht morski drastycznie podrożał, a porty miały ogromne przestoje. To spowodowało gigantyczne braki aminokwasów na rynku europejskim i co za tym idzie, lawinowy wzrost cen. Kiedy zaczynałem, cena zakupu lizyny wynosiła około 1,5 euro za kilogram. W ciągu pół roku wzrosła do 6 euro. To był wzrost o 400%! Ten chaos rynkowy stworzył ogromną szansę, a my ją wykorzystaliśmy.
To był prawdziwy chrzest bojowy. Co było dla Ciebie największym wyzwaniem w odnalezieniu się w tak dynamicznym środowisku handlu surowcami?
Przystosowanie się do zupełnie innej formy handlu. W poprzednich branżach wszystko było bardziej przewidywalne. Tutaj rynek jest niezwykle elastyczny i zmienny. Największym wyzwaniem była adaptacja do tej ogromnej wolności w działaniu i do tempa zmian. Wahania cen i sytuacji rynkowej są tu niezwykle intensywne. Musiałem się do tego przyzwyczaić, ale szybko to polubiłem. To jest coś, co daje mnóstwo adrenaliny i satysfakcji. Na pewno nie ma tu nudy.
Twoja adaptacja była błyskawiczna. Awans na stanowisko Senior Commodity Tradera zajął Ci zaledwie osiem miesięcy. Jak to możliwe?
To był efekt tego, że w bardzo krótkim czasie, praktycznie w ciągu pół roku, udało mi się, wraz z Łukaszem Klażyńskim, stworzyć od zera cały dział dodatków paszowych. Okazało się, że trafiliśmy w ogromną niszę na rynku europejskim. Bardzo szybko zbudowałem sieć dostawców i odbiorców, a inni traderzy z firmy, widząc w tym potencjał, zaczęli dołączać. Biznes rósł w ekspresowym tempie.
Niedawno osiągnąłeś kolejny kamień milowy - zostałeś Partnerem w Foodcom. Gratulacje! Jak wyglądała droga do tego celu?
To była dla mnie naturalna ścieżka rozwoju. W Foodcom, jeśli odnosisz sukcesy i awansujesz z juniora na seniora, kolejnym, najwyższym etapem jest partnerstwo, czyli zostanie współudziałowcem firmy. Oczywiście są konkretne wymagania. Trzeba przez odpowiednio długi czas utrzymywać wyniki sprzedażowe na bardzo wysokim poziomie. W pierwszym półroczu tego roku udało mi się zdobyć tytuł „Orki Tygodnia” przez większość tygodni, co na pewno pomogło. Ale to nie wszystko. Premiowane jest też aktywne działanie na innych polach: pomoc nowym osobom, wspieranie innych działów czy angażowanie się w kluczowe dla firmy projekty strategiczne.
Z tego, co mówisz, bycie Partnerem to nie koniec rozwoju. Masz już nowe cele i role?
Zdecydowanie. Nadal aktywnie handluję, ale jednocześnie angażuję się w inne projekty. Jednym z nich jest objęcie nowej, odpowiedzialnej roli związanej z rozwojem logistyki w ramach struktur firmy. To dla mnie świetna okazja, by połączyć doświadczenie tradingowe z moim wykształceniem – jestem inżynierem logistyki i w przeszłości zarządzałem firmą transportową.
Z perspektywy mentora i lidera, jakie cechy, oprócz oczywistej motywacji, są kluczowe, by odnieść sukces w tym zawodzie?
Myślę, że kluczowa jest otwartość umysłu i szeroko pojęta elastyczność. W tym biznesie każdego dnia coś może pójść nie tak – problemy z jakością towaru, z transportem, z magazynem. Trzeba być na to gotowym, nie bać się problemów i umieć je rozwiązywać. Mówiąc wprost, potrzebna jest wysoka odporność i decyzyjność pod presją. Obracamy towarem wartym ogromne pieniądze – można dużo zarobić, ale można też stracić. Nie można się załamywać przy pierwszej porażce.
Na koniec, jaką jedną radę dałbyś osobie, która chce zacząć swoją przygodę w handlu międzynarodowym i osiągnąć to, co Ty?
Powiedziałbym, że absolutnie kluczowe jest dbanie o siebie i zachowanie równowagi między pracą a życiem prywatnym. Ta praca wymaga dużej energii i skupienia, dlatego bez zdrowej odskoczni trudno jest utrzymać najwyższą efektywność na dłuższą metę. Ja od zawsze byłem aktywny i nie wyobrażam sobie życia bez sportu – kitesurfingu, nart, sztuk walki czy roweru. To pozwala zresetować głowę i wrócić do pracy z nową energią. Bez tego bardzo łatwo się wypalić.